The Cure - The Head On The Door (1985) - recenzja

 


The Head On The Door. Album, którym The Cure otwierało nowy rozdział w swojej historii. Jest to płyta, która rozpoczyna okres małej stabilizacji składu, oraz celuje w złoty środek między tym co już muzycznie zespół zdążył przerobić (ponure doły, pop).

Na albumie wydanym w 1985 roku znów zagościł Simon Gallup – bas, i zakotwiczył się już w zespole na dobre. Gitary obsługiwał Porl Thompson. Lol Tolhurst umacniał swoją pozycję na klawiszach, na które został (karnie?) przerzucony z perkusji. Na garach zastąpił go Boris Williams. Oczywiście całością kierował Robert Smith – gitara i wokal. Który chyba mniej więcej w tamtym czasie wypracował swój charakterystyczny image, albo inaczej – doprowadził go do perfekcji.

Album jest szalenie przebojowy oraz różnorodny. Inbetweens Days to dynamiczne rozpoczęcie z przytupem. Za chwilę dostajemy stonowane, delikatnie podszyte melancholią i okraszone orientalizmami Kyoto Song. W mgnieniu oka robimy daleki skok do gorącej hiszpańskiej The Blood – gitara w stylu flamenco, oraz znów te wyczuwalne smuteczki Roberta – odwalają całą robotę.

Za to umiarkowanym banałem zalatuje Six Different Ways, które przypomina niedawno zakończony synth-popowy okres (dobra, użycie tego określenia do The Top i Japanese Wispers – to jednak lekkie nadużycie, ale i nie ujma). Push to kolejny rozbujany killer, przy którym trudno usiedzieć w spokoju – żelazny punkt koncertowy.

Zaraz, co to? New Order? Można odnieść takie wrażenie słuchając The Baby Screams – oczywiście tylko do pierwszych wersów śpiewanych przez Smitha. Close To Me to kolejny na płycie popowy kawałek – i jeden z największych hitów zespołu ever – zaryzykuję stwierdzenie, zna go każdy. Fajnie uzupełniał go kultowy klip, który mocno wrył się w moja dziecięcą świadomość pod koniec lat 80.

Nawet jeśli A Night Like This oraz Screw ledwo zauważalnie odstają względem pozostałego repertuaru (choć jest i solo saksofonu, oraz nietypowo przetworzony bas), to ostatni na płycie Sinking podnosi poprzeczkę na tyle wysoko, że zapominamy o tej niewiele znaczącej zadyszce. Sinking to wyraźny przedsmak tego co w pełnej krasie zostanie zaproponowane dopiero na Disintegration. Nieuchwytnie piękne zakończenie tego wydawnictwa, mocno zachęcające do ponownego odsłuchu Head On The Door.



Na albumie tym wykrystalizował się styl, który przypadł do gustu także mniej wtajemniczonym słuchaczom. Przebojowość podszyta śladami nostalgii. Proste i transowe pochody basowe wwiercające się bezlitośnie w świadomość. Plus rozpoznawalna gitara Smitha (sorry Porl, ale to jednak Roberta może zidentyfikować niemal każdy po kilku nutkach) oraz jego emocjonalny wokal. To wypracowane znaki szczególne The Cure. To patent zespołu, który pozwolił im zaistnieć w świadomości masowego słuchacza, ale bez kosztu odcięcia się od korzeni.

Brzmienie bez zarzutu. Dobra produkcja z lat 80. Nie jest ani zimno, ani ciepło. Łechtające i miłe basy, delikatnie podbite partie piana, idealnie wyśrodkowane gitary, oraz nieco syntetycznie brzmiąca perkusja. Jest dobrze!

Myśl na koniec: Idealna płyta na początek dłuższej znajomości z The Cure

Ocena: 5/6 (choć wahałem się czy nie dać 5,5)

PS Podziękowania dla dzieci, których łapki widać na zdjęciu. Żeby nie było – to nie ława, to drzwi :)



2006 (oryginalnie 1985) Polydor Records/Fiction Records

Kod EAN: 02498 40017


Komentarze