Alice Cooper - A Paranormal Evening with Alice Cooper at the Olympia Paris (2018) - 2CD; Recenzja

 



A Paranormal Evening with Alice Cooper at the Olympia Paris – płyta o tak wdzięcznym i zwiewnym tytule kilka dni temu wstąpiła w szeregi mojej płytoteki. Nazwa krążka odsłania sporo faktów: album koncertowy; nagrany w Paryżu; w hali Olympia; podczas trasy promującej album Paranormal. Na koniec, już od siebie – nagrana pod koniec 2017 roku.

W trakcie tej trasy, nasz mistrz horroru – Alice Cooper (czyli właściwie Vincent Furnier) mógł się pochwalić nobliwą 70 na karku. Może wyjdę na ignoranta – ale muzycy towarzyszący Cooper’owi są dla mnie kompletnie anonimowi. Nie kojarzę nikogo z zespołu wspomagającego naszego dziadka. A jest to zaiste niezła drużyna. Dwóch gitarzystów plus pani gitarzystka. Tak!! 3 gitary elektryczne. I ten nadmiar gitarowej łaski jest słyszalny w każdym momencie. Jeśli ktoś jest złakniony gitarowej stymulacji bębenków, to ten album będzie dla niego wyśnionym balsamem. Ale oprócz gitar, elegancko i solidnie prezentuje się również sekcja rytmiczna.

Alice śpiewa już zupełnie inaczej niż w latach 70. Nie ma tu nic z tego całkiem przyjemnego głosu. Teraz głównie chrypi, skrzypi i rzęzi w niższych rejestrach, ale czasami potrafi jednak zaskoczyć łagodną barwą. Warto wspomnieć, że jego liczna ekipa dzielnie go wspiera w partiach chóralnych.

Zespół brzmi potężnie, mocno i drapieżnie. Utwory z dyskografii, nagrane po 2000, to właściwie heavy metal. Bezkompromisowe naparzanie. Jednak pod warstwą metalu, jeśli go tylko delikatnie zdrapać – schowane są świetne melodie i chwytliwe motywy.

Warto pochylić się nad setlistą. Jak spojrzałem na nią, to byłem żywo zdziwiony. Są tu piosenki z lat 70, z lat 80, z 90, jak i z obu dekad nowego millenium. Uświadomiło mi to, że Alice nie jest typowym przedstawicielem rocka geriatrycznego, który tylko bezwzględnie żeruje na sentymencie do złotej ery, do lat 70, XX wieku. U Vincenta mamy piękną i piorunującą mieszankę. Ale nawet utwory z początku kariery, które były bliższe tradycyjnej odmianie rocka – brzmią potężnie i mocno. Zmetalizowanie jest odczuwalne wszędzie (No More Mr. Nice Guy, Billion Dollar Babies, Cold Ethyl, I’m Eighteen). Całą robotę robią trzy gitary, które przeplatają się, tworząc misterną mozaikę dźwięków. A gdy trzeba – wyczarowują potężną ścianę dźwięku dociskającą słuchacza.

Osobiście – nie lubię solówek na perkusji. Przynajmniej tych uwiecznionych na albumach koncertowych. Jednak w wypadku sypania kartoflami po garach, które zostało zaprezentowane w utworze Halo Of Flies – byłem pod dużym wrażeniem. Mało tego, czułem czystą radość!

Podoba mi się ta moc, ta bezkompromisowa jazda uwieczniona na albumie. Cieszę się, że Alice wciąż jest kreatywny. Świadczyć o tym może chociażby zgrany do bólu School’s Out, który został zaprezentowany jako ostatni bis. Po pierwsze, radość, energia i siła są wyczuwalne i tu (tak jak i na całym albumie). Ale co ważne, zespół pokusił się o małą niespodziankę dla słuchaczy – mianowicie, jest tu kilka wersów z Another Brick in the Wall pt. 2. Innego wielkiego przeboju, który chłostał system edukacji.

Podsumowując – dawno nie miałem takiego funu, z tak bezpretensjonalnej muzyki. Trochę klasyki przyodzianej w nieco metaliczne szaty spowodowało niepomierną radość z tupania w rytm przebojów. Myślę, że słuchanie tego koncertu, ale właśnie z płyt CD ma dodatkową wartość – mianowicie taką, że nic nas nie odrywa od jego kwintesencji, czyli od samej muzyki. Naszej uwagi nie rozpraszają te festyniarsko, prowincjonalne akty teatralne Alice Coopera, które lubi serwować na scenie.




Nowe wydawnictwo kupiłem za ok. 20pln. Nie wydaje się to wygórowaną kwotą jeśli przyrówna się ją do zawartości muzycznej, oraz do jakości samego wydawnictwa (zdjęcia). Dbałość o szczegóły jest godna podziwu.

Brzmienie – dobre. Miksował Bob Ezrin. Basy i średnica – wspaniałe. Jednak wysokie dźwięki wydają się zanadto podbite. Może nie bolą, jak to czasami bywa – ale warto skorygować je manualnie. Wtedy całość brzmi świetnie.



Myśl na koniec: Gdyby zapodali tu jeszcze Steven’a to set uważałbym za wzorcowy

Ocena: 5/6

PS Kupię chyba singiel The Sound Of A, na którym jest koncertowa The Black Widow, Public Animal#9, Is It My Body, oraz kolejny Cold Ethyl – wydaje się to być dobrym uzupełnieniem tego albumu.


2018 EAR Music

Kod EAN: 029759 128113


Komentarze