Pat Metheny/Ornette Coleman - Song X (1985) - recenzja


 Przeciętny słuchacz zapewne będzie kojarzył Pata Metheny ze smooth jazzem, nieco ambitniejszym popem, lub ewentualnie z Anną Marią Jopek. Chyba nie muszę w tym miejscu podkreślać jak dalece krzywdzące i niesprawiedliwe jest takie zaszufladkowanie Pata. Facet przez 50 lat zdążył chyba zwiedzić, sprawdzić i przetestować wytrzymałość i nośność wszystkich gałęzi drzewa nazwanego muzyką.

Jednym z przykładów, który pomoże odpruć przyszytą Patowi pastelową łatę, będzie ekscentryczny i nieoczywisty albumu Song X. Płyta została wydana jako album Metheny/Coleman (Ornette). Gitarzystę i legendarnego saxofonistę wspomogli w nagraniach:
  • Charlie Haden - kontrabas;
  • Jack DeJohnette - perkusja;
  • Deonardo Coleman - perkusja i perkusjonalia (syn Ornette’a)
Z wyjątkiem młodego Colemana, sami starzy i dobrze znani znajomi. Prawda?

Jeszcze słowem wstępu - opiszę wersję wydaną na 20 lecie pierwotnego albumu. Swobodnie można ją nazwać Song XX, albowiem nawet plastikowa obwoluta sugeruje to w sposób przejrzysty i klarowny. Jest to rozbudowana wersja względem oryginału. Zawiera siedem dodatkowych kompozycji, które umieszczone zostały na płycie przed pierwotnie wydanym materiałem. Przyznam się Wam, że ja poznałem dopiero tę okolicznościową wersję. Dlatego Song XX traktuje jako jedną całość. Nie mam wrażenia, że coś tutaj zostało doczepione na siłę, jako zbędny i niechciany bonus (w dodatku, w szalony sposób - na początku wydawnictwa).

Dzieje się na tej płycie dużo, dzieje się free jazz! W dodatku zagrany przez piekielnie zdolnych i nieprawdopodobnie biegłych muzyków. Mamy tu wszystko za co kocham free:
  • frenetyczne, szalone i powykręcane do granic możliwości solówki,
  • dźwiękowe wyścigi bez jakichkolwiek ograniczeń, czy
  • momenty kiedy instrumenty walczą o prym, o to by brutalnie zakrzyczeć te pozostałe.
Rytmy oczywiście też połamane, momentami gnające z prędkością zbliżającą się do c (gdzie c - prędkość światła). Całość podlana jest kosmicznymi perkusjonaliami granymi na elektronicznych plastrach miodu (i brzmi to zaiste bardzo miodnie!!) - które nieszablonowo uzupełniają tradycyjny, akustyczny zestaw. Ornette Coleman był jednym z najważniejszych i najbardziej kreatywnych saksofonistów altowych - udowadnia to również na tym albumie. Udowadnia co chwilę, nie szczędząc słuchacza i nie dając mu wiele miejsca na odpoczynek i złapanie oddechu. Jednak nie tylko saksofonem się tu zajmuje. Swego rodzaju ciekawostką jest jego solówka na skrzypcach (w Mob Job)!!

Pat gra zarówno brzmieniami tradycyjnymi jak i syntezatorowymi (z których słynie) i ani na krok nie odstaje od swojego starszego kolegi. Mało tego, można odnieść wrażenie, że wspólne granie z Colemanem umożliwiło mu uzyskanie kolejnego stopnia wtajemniczenia.
Utwory na Song XX zazwyczaj mają swoje ramy i skomponowane motywy otwarcia i zamknięcia (grane równolegle Metheny/Coleman), ale już całe bebechy to improwizacja, swoboda i spontaniczność.

Czasami do czynienia mamy z improwizacjami dosyć tradycyjnymi (w ujęciu jazzowym), przyjemnymi i wręcz melodyjnymi - tylko delikatnie zahaczającymi o te mniej ortodoksyjne odcienie free. Jednak z drugiej strony Metheny i koledzy potrafią dać naprawdę do pieca!! I serwują jazdę pozbawioną jakichkolwiek zasad. Żywioł, szaleństwo, kontrowersyjna awangarda, potargane emocje (np. arcygenialny Endangered Species). Mało Wam? Jeszcze chcecie podkręcić stopień eklektyzmu? Proszę bardzo – Video Games, którego pierwsza część brzmi tak jakby klasyczny skład Tangerine Dream postanowił nagrać syntezatorowy free jazz.

Album ten nie uznaje jakichkolwiek ograniczeń. A priori je odrzuca. Czysta, niczym nieskrępowana kreatywność przekuta w szalone fale dźwięków, które kupują mnie bez reszty. Szukam w myślach odpowiedniej metafory na to co tu czasami potrafi się zadziać - ale jestem bezsilny, nie potrafię, to trzeba po prostu posłuchać.

Brzmienie bardzo dobre, selektywne, można by rzec ECM’owskie. Nawet tam gdzie są największe nawały i lawiny dźwięków, wszystko jest selektywne i przejrzyste. Wszystko brzmi soczyście, tak jak powinno.


Myśl na koniec nr 1: Album, który może otworzyć furtkę do przepastnych połaci niekonwencjonalnego jazzu;

Myśl na koniec nr 2: Bądźmy szczerzy, dla osób, które niekoniecznie chcą poszerzać swoje muzyczne horyzonty – Song XX może być niczym gwałt na uszach.

Ocena:5,75/6

PS Szkoda, że przy okazji wydania rozszerzonej wersji (w 2005 roku), muzycy nie pokusili się o ponowne wejście do studia.


2005 (oryginalnie 1985) Nonesuch

Kod EAN: 75597 99182

Komentarze